Z
Danielem Rycharskim rozmawiamy w czasie, kiedy w Muzeum Sztuki
Nowoczesnej w Warszawie eksponowana jest jego wystawa pod tytułem
„Strachy”. Artysta relacjonuje swój stosunek do Kościoła
Katolickiego i szerzej chrześcijaństwa w kontekście własnej
orientacji homoseksualnej. Stara się zachować elementy łączności
z katolicyzmem, które zdają się wzmacniać czy legitymizować jego
głos, mający płynąć jakby nadal z wnętrza Kościoła. Osią
narracji autora jest specyficzna interpretacja teologii Dietricha
Bonhoeffera poprowadzona po linii silnego permisywizmu ewangelickiej
teologii liberalnej dopuszczającej związki homoseksualne ale także
aborcję czy eutanazję. Artysta
postuluje całkowitą „prywatyzację” wiary, usuwającą z życia
publicznego nie tylko instytucjonalną, kulturową religijność ale
także samą postać Chrystusa. Deklaruje wiarę w Boga, który
umierając na krzyżu porzucił ludzi. Wątpi w możliwość
nawiązywania z nim relacji i jego wpływ na ludzką rzeczywistość.
Wskazuje jednak, że można go spotkać w pewien sposób w drugim
człowieku.
Narracja
Daniela Rycharskiego jest skazana na twarde zderzenie z perspektywą
katolików. Z katolickiego punktu widzenia jego propozycja nie jest
niczym nowym. Sprowadza się w gruncie rzeczy do opcji
protestanckiej, dostępnej od kilkuset lat dla tych wszystkich,
którym nie po drodze z katolicką etyką seksualną, a którzy
chcieliby równocześnie zachować powierzchowne atrybuty
chrześcijaństwa. Dla katolików afirmatywne przeżywanie orientacji
homoseksualnej zawsze pozostanie „grzechem sodomii” a jego
relatywizowanie, stąpaniem po linie nad piekielnym ogniem, prostą
drogą do duchowej śmierci. Mylą się ci, którzy uważają sferę
etyki seksualnej jedynie za element kulturowej otoczki katolicyzmu.
Sprawy seksualności i rodziny należą do absolutnego rdzenia tego
systemu. Są dla niego konstytutywne i nienegocjowalne a doktryna
katolicka ma w tej sferze zerowe pole manewru. Dzieje się tak
dlatego, że całe nauczanie bazuje tu na niezwykle wąskiej i
jednoznacznej grupie tekstów biblijnych „zaryglowanych”
stwierdzeniem z Księgi Genesis (Rdz 1, 27) i podobnymi, dającymi
się sprowadzić do sformułowania: „mężczyzną i niewiastą
stworzył ich”.
Ciekawym
wątkiem jest idea pokuty, jaką Daniel Rycharski ma nakładać na
siebie za tzw. „grzechy homofobii” i nienawiści do osób LGBTQ+
w imieniu Kościoła. Artysta staje w niej w miejscu Chrystusa
cierpiącego za nie swoje grzechy. Krzyż jest tu jednak już nie
katolickim „narzędziem zbawienia” i „drzewem życia” ale
narzędziem zbrodni dokonywanej przez religijnych oprawców. Osobowa
wartość takiej pokuty pozostaje oczywiście duchową tajemnicą,
jednak jej struktura i kontekst sprawia, że trudno ją jednoznacznie
uznać za pokutę Kościoła. Praca „Strachy” posiada także
pewien mankament czysto artystyczny. Zawiera rewers interpretacyjny,
którego autor, jak się wydaje, nie kalkulował. Krzyże dają się
odczytać jako ekwiwalent osób LGBTQ+ i z tej perspektywy są „po
katolicku” krzyżami, które dźwiga cierpiący za ich grzechy
Jezus.
Prawdziwe
szanse na wywołanie realnych przemian w Kościele zdaje się mieć
strategia przyjęta w pracy „Tablica”, w której zawarte jest
odwołanie do katechizmowego nakazu praktykowania „miłości
bliźniego” wobec osób orientacji nieheteronormatywnych. Duży
pozytywny potencjał tego działania leży we wskazaniu na wartość
fundamentalnie dobrą i ważną dla katolików. Mamy tu do czynienia
z odwrotnością mechanizmu obecnego w „Strachach”. Tym razem
Kościół jest całkowicie zmuszony do uznania racji zawartej w jego
„Konstytucji” a sukces wywieranych nacisków jest jedynie funkcją
nieustępliwości i czasu. (Podobnie rzecz się ma w przypadku
nacisków na oczyszczenie Kościoła z pedofilii. Katolicyzm
jednoznacznie identyfikuje pedofilię jako zło i jest zmuszony jako
zło potraktować jej tuszowanie czy tolerowanie.) Problem tkwi
oczywiście w tym, że jeśli strategia ma zadziałać, nie może tu
następować subwersywna zamiana „miłości miłosiernej czule
pochylającej się nad biednym grzesznikiem” w afirmację
homoseksualizmu.
Ogromną
wartość mają doświadczenia Daniela Rycharskiego związane ze
środowiskiem jego rodzinnej miejscowości – Kurówka i szerzej:
kulturą polskiej wsi. Wiele z nich można uznać za modelowe
działania badawcze ale także włączające, fundujące
międzyosobowy i miedzyśrodowiskowy dialog i budujące istotny
kapitał kulturowy. Wydaje się także, że coraz istotniejszy staje
się dla artysty wątek dotyczący losów polskich Żydów.
Niezwykle
poruszające i świadczące o prawdziwych poszukiwaniach i zmaganiach
artysty jest zakończenie naszej rozmowy dotyczące kategorii
śmierci, zmartwychwstania i lęku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz